Autor: Swietlana Aleksjijewicz
Tytuł: Wojna nie ma w sobie nic z kobiety
Wydawnictwo: Czarne
Rok wydania: 2011
Mogłoby
się wydawać, że o drugiej wojnie światowej powiedziano już wszystko. Białoruska
dziennikarka w swojej książce ukazuje nam ją jednak z rzadko spotykanej
perspektywy: oddaje głos kobietom – Rosjankom, Białorusinkom, Ukrainkom, które
w Armii Czerwonej walczyły przeciw III Rzeszy. Z bronią w ręku, na pierwszej
linii ognia, jako zwiadowczynie czy dywersantki, były równie zdeterminowane jak
mężczyźni. Ich wyznania składają się na obraz bardzo rzadko opisywany w
narracji sowieckiej - odarty ze wszelkiego patosu, naturalistyczny,
przerażający. Wszystko, co wiemy o
wojnie, powiedział nam „męski” głos, twierdzi autorka, wszyscy tkwimy w
niewoli męskich wyobrażeń.
A
jaka jest kobieca wojna? Przede wszystkim, w książce tej nie znajdziemy
polityki, portretów bohaterów, wielkich strategów, relacji z wygranych bitew.
Na reportaż składają się rozmowy z wieloma kobietami z całego ZSRR, najpierw
nagrywane na taśmę, dopiero potem spisywane, nieroszczące sobie pretensji, by
tworzyć historię ani literaturę, często chaotyczne, jak mówi sama autorka:
„brudne i nieoczyszczone”. To książka zadziwiająco blisko ludzi i ich
zwykłych-niezwykłych spraw. Nasz heroizm
jest sterylny, nie chce liczyć się fizjologią, ani biologią. Taki nie budzi
zaufania. A przecież nie tylko duch wystawiony był na próbę, ale i ciało. Sfera
niematerialna – powie Aleksijewicz w rozmowie z cenzorem, oskarżana o
prymitywny naturalizm i próbę dyskredytacji radzieckich bohaterek, podczas
pierwszej próby wydania materiału w 1983 roku.
Jest
w tej narracji pamięć o detalach, pozornie niewiele znaczących, która jednak
upokarza i dehumanizuje. Odbiera godność. Dla
mnie najstraszniejsze na wojnie było... noszenie męskich gaci. To właśnie było
straszne. I to mi jakoś... Nie umiem tego wyrazić... No, po pierwsze, bardzo
brzydkie... Jestem na wojnie, gotowa jestem polec za Ojczyznę, a na sobie mam
męskie gacie. Wygląda się w tym śmiesznie. Niezgrabnie. Wtedy mężczyźni nosili
długie kalesony. Szerokie. Satynowe. Było w naszej ziemiance dziesięć dziewczyn
i wszystkie - w męskich majtach. O Boże! Zimą i latem. Przez cztery lata.
Są
też cytaty o wiele bardziej makabryczne. Wspomnienia przywoływane przez
Aleksijewicz niejednokrotnie mogą szokować, jak na przykład:
Niemiec pokazuje: masz podrzucić
dziecko, a on je zastrzeli. Matka cisnęła dzieckiem tak, żeby je zabić... swoje
dziecko... Żeby tamten nie zdążył strzelić...
Aleksijewicz
bardzo dobrze zdaje sobie sprawę, jakie szkody w psychice człowieka może
wyrządzić wojna. A jednak wie również, że:
Człowiek jest większy niż wojna.
Zapamiętuje się właśnie te chwile, w których jest większy. Kieruje nim wtedy
coś, co jest silniejsze niż historia. Muszę podejść do tego szerzej; pisać
prawdę o życiu i śmierci w ogóle, a nie tylko prawdę o wojnie. Zadać pytanie
Dostojewskiego: ile człowieka jest w człowieku i jak obronić w sobie tego
człowieka. Zło jest bez wątpienia kuszące, bardziej urozmaicone niż dobro,
bardziej atrakcyjne.
Z
pewnością jedną z głównych zalet tej książki, jest sposób, w jaki Aleksijewicz
potrafi oddać głos swoim rozmówczyniom, wycofując się na dalszy plan, przez co
książka staje się niezwykle autentyczna w swoim przekazie. Komentarz autorski
został zredukowany do niezbędnego minimum. Jak sama autorka mówi, woli
rozmawiać z kobietami prostymi, niewykształconymi, one są w swoim przekazie
bardziej szczere, nie cenzurują się, nie upiększają historii. Te bardziej
oczytane, wymyślają swoje życie na nowo, kreują się na takie, jakimi chciałyby
być. Często, nie mając przecież zamiaru kłamać, coś dopisują w pamięci lub z
niej usuwają.
Książkę
Aleksijewicz czyta się bardzo dobrze (o ile można tak powiedzieć w przypadku
dzieła o tej tematyce), jedynie maniera nadużywania wielokropków może być nieco
drażniąca. Myślę, że momentami to podkreślanie niedopowiedzenia jest zupełnie
zbyteczne. Ale przekaz sprawia, że szybko przestajemy zwracać uwagę na takie
detale.
Autorka
stawia sobie za cel: napisać taką książkę o wojnie, żeby niedobrze się robiło
na samą myśl o niej, żeby sama myśl była wstrętna. Szalona. Żeby nawet
generałom zrobiło się niedobrze. I, mam wrażenie, że doskonale jej się to
udało. Reportaż Swietłany Aleksijewicz to donośny głos pacyfizmu, który warto
poznać, zanim znajdzie się w swoim umyśle usprawiedliwienie dla kolejnej wojny.