sobota, 7 września 2013

Dubaj

Jestem w Dubaju. Temperatura w dzień sięga 50 stopni, w nocy „jedynie” 40. Słońce nie świeci mocno, to jest bardziej takie wrażenie, jakby stało się koło włączonego grzejnika i za chwilę miało to minąć, ale nie mija. Pływanie w hotelowym basenie przypomina gorącą kąpiel w wannie, woda nie jest wcale chłodniejsza od powietrza. Zwiedzamy Dubaj z Ewą, znajomą Asi, która wyjechała do Dubaju kilka lat temu i prowadzi tam firmę szyjącą garnitury i jej chłopakiem. Zwiedzanie polega na tym, że jeździmy po mieście klimatyzowanym samochodem i wysiadamy jedynie na chwilę, żeby zrobić zdjęcia w miejscach takich jak słynny siedmiogwiazdkowy hotel Burj al Arab albo najwyższy budynek świata Burj Khalifa. Jest bardzo nowocześnie i europejsko, to miasto takie trochę bez historii, zbudowane od podstaw w przeciągu ostatnich dwudziestu lat po środku pustyni.





Burj Khalifa, najwyższy na świecie wieżowiec,
ukończony został w 2009 roku, jego wysokość wynosi 829 metrów








poniedziałek, 2 września 2013

Dzisiaj byłam po jeden wpis i kiedy wyszłam od profesora, zadzwoniła do mnie Asia, dziewczyna z którą jadę do Chin i poinformowała, że są tańsze bilety - tylko trzeba szybko się decydować i rezerwować, bo to ostatnie. Szybko pojechałam do domu i zrobiłam przelew, mam nadzieję, że wszystko będzie okej. Tak jak planowałyśmy, kupiłyśmy bilet do Dubaju z wcześniejszą datą, żebyśmy mogły spędzić dwa dni zwiedzając to miasto. Poza tym z siostrą rozmawiałyśmy o kocie - chciałam mieć już dawno, ale jakoś to odkładałam, a potem zachorowała babcia i trafiła do szpitala, więc siłą rzeczy uwaga całej rodziny była skupiona głównie na tym. Myślę, że po wakacjach w końcu się uda. Wymyśliłam mu już nawet imię - Pol Pot. Pewnie uważacie, że zrobię takim imieniem krzywdę kotu, ale - możecie wierzyć lub nie - moje poprzednie pomysły w tej kwestii były o wiele bardziej obciachowe.






Odezwała się do mnie dziewczyna z Polski, która będzie brała udział w tym samym projekcie w Chinach, co ja. Postanowiłyśmy, że polecimy razem. Planując lot doszłyśmy do wniosku, że skoro i tak mamy przesiadkę w Dubaju, możemy polecieć wcześniej i spędzić dwa dni zwiedzając Dubaj. W ten sposób koszty wzrosną bardzo nieznacznie, a okazja do zobaczenia Dubaju bardzo fajna. Tymczasem uporałam się już z sesją, na wrzesień zostawiłam sobie jednak obronę, na dniach wezmę się porządnie za pisanie pracy magisterskiej, żeby jeszcze przed wylotem trochę nadgonić.





niedziela, 1 września 2013

A więc jednak jadę do Chin. W niedzielę przeszłam pomyślnie przez rozmowę kwalifikacyjną, dzisiaj podpisałam już umowę. Zastanawiałam się nad Chinami i Wietnamem, ale w Wietnamie byłabym cały czas w Hanoi, natomiast program praktyk w Chinach brzmi naprawdę ciekawie: przez pierwszy tydzień mielibyśmy kurs na uniwersytecie Tsinghua w Pekinie, potem jedziemy do Guizhou w południowo-zachodnich Chinach, uczyć angielskiego dzieci z mniejszości etnicznych. Jest to jeden z najbiedniejszych i najbardziej „dziewiczych” rejonów kraju, słynący z pięknych krajobrazów i licznych wodospadów. Nie mogę się już doczekać.





piątek, 30 sierpnia 2013

A więc jednak istnieję, teraz wiem to już na pewno. Skoro moje głupie czyny mogą wywoływać konsekwencje, które dla kogoś tam mogą mieć znaczenie, to znaczy, że istnieję. Ale nawet pomijając konsekwencje, może być przyjemnie. Jest zimno i pada deszcz, wszystko o tej porze jest już zamknięte, więc pozostaje tylko hotelowy pokój i kanapki z McDonalda. Pojawia się myśl, że to trochę głupio, tak od razu, bo przecież nasza znajomość bazuje na czymś głębszym, ale w końcu znamy się już bardzo, bardzo dobrze. Mamy dwanaście godzin, jutro nie nadejdzie.





Wszystko zaczyna mi się powoli układać. I nagle zdałam sobie sprawę, że trzeba w końcu zakończyć idiotyczne egzystencjonalne rozkminy (zwłaszcza, że udało mi się wszystko jakoś ogarnąć) i wziąć się do roboty, bo obronę i tak będę musiała już przełożyć na wrzesień. Teraz skupiam się na zaliczeniu sesji, siostra mi podliczyła, że mam w tym semestrze 16 egzaminów i większych zaliczeń na obydwu kierunkach. Potem chcę wyjechać gdzieś daleko, prawdopodobnie do Chin albo Wietnamu. Pracy na razie nie szukam, pomyślę o tym po powrocie z wakacji, zwłaszcza, że i tak został mi jeszcze rok drugiego kierunku.





czwartek, 29 sierpnia 2013

Popełniam błędy

Robię głupie rzeczy, z całą świadomością ich głupoty, chyba tylko po to, żeby przekonać się, czy to naprawdę (czy naprawdę istnieję?) Zdaję sobie sprawę, że dążę do samozniszczenia - cały świat próbuje mi to uniemożliwić, ale ja się uparłam i jestem konsekwentna w dążeniu do celu, nic więc dziwnego, że zaczyna przynosić efekty. Cieszę się jak wariatka.