Autor: Anthony
Shadid
Tytuł: Kamienny
dom. O Bliskim Wschodzie, jakiego już nie ma
Wydawnictwo:
Czarne
Rok wydania:
2014
Prawdziwy miłośnik Wiednia żyje pożyczonymi
wspomnieniami. Z gorzko-słodkim uczuciem nostalgii wspomina to, czego nigdy nie
poznał. Rzeczywisty Wiedeń jest pięknym miastem, jakim był zawsze. Ale Wiedeń,
którego nigdy nie było, jest najwspanialszym miastem wszech czasów. Cytat z Orsona Wellesa z 1968 roku idealnie wprowadza w
atmosferę książki. Anthony Shadid proponuje nam taką podróż w poszukiwaniu
Bliskiego Wschodu, jaki być może nawet nigdy nie istniał. Amerykański
dziennikarz libańskiego pochodzenia, korespondent „The Washington Post”,
dwukrotny zdobywca nagrody Pulitzera, powraca do Mardż Ujun, by odbudować dom
swoich przodków, wymarzony i wytęskniony, niemalże mityczny bajt. Jego pradziadek, Isber Samara,
postawił go, by był potwierdzeniem statusu społecznego i schronieniem dla
licznej rodziny. Zawiłe losy historii sprawiły jednak, że jego dzieci musiały
wyemigrować do Ameryki. W 2006 roku, gdy do miasta wkroczyły izraelskie wojska,
jedna z rakiet trafiła w zniszczony już i tak budynek, dopełniając destrukcji.
Shadid, w
Mardż Ujun jednocześnie swój i obcy, stawia przed sobą zadanie, by przez rok
przywrócić do życia ten szczególny dla niego symbol świetności dawnego Imperium
Osmańskiego i kosmopolitycznej kultury Lewantu. Zmagając się z robotnikami,
wkładając serce w wykończenie wszystkich detali, podziwiając kunsztowne,
ręcznie wykonane płytki i wysmakowane łuczki czy zbierając oliwki, snuje
opowieść o historii swojej rodziny, na której piętnem położyły się burzliwe
losy kraju.
W Libanie
panuje ciągłe napięcie, świadomość, że pokój może być jedynie tymczasowy. Niewiele
trzeba, by beczka z prochem wybuchła, obracając w pył resztki znanego dotąd
świata. Religia tu określa wszystko, wyznanie decyduje o przynależnym miejscu w
społeczeństwie i determinuje wybory. W takich warunkach postawa Shadida,
tęskniącego za imperium, gdzie maronici, muzułmanie i druzowie żyli w zgodzie,
gdzie można było swobodnie podróżować do Damaszku i Jerozolimy, Sajdy i Hajfy,
budzi niezrozumienie. Jak wspomina on w rozmowie z przyjaciółmi, tak naprawdę
nigdy nie poczuje się do końca członkiem lokalnej wspólnoty, choć tego pragnie.
To bardzo
osobista książka, raczej intymna relacja o poszukiwaniu swojej tożsamości, o
próbach dotarcia do korzeni i odnalezienia się w świecie, w którym ważne ideały
legły w gruzach, niż bezstronna kronika wydarzeń.
Anthony
Shadid ukończył pisanie książki w 2011 roku. Rok później, w wieku czterdziestu
trzech lat, zmarł. Niedługo przyszło mu nacieszyć się odrestaurowanym domem.
Myślę jednak, że coś po sobie pozostawił. Pojedynczy człowiek rzadko kiedy ma
wpływ na losy historii, nie powstrzyma wojen, nie zatamuje przelanej krwi, nie
podniesie ze zgliszczy dawno upadłych imperiów. Kiedy jednak czytam, z jakim
pietyzmem Shadid wybiera betonowe płytki, czuję, że udało mu się wykonać
maleńki krok naprzód, ku odtworzeniu świata, w który wierzył, o którym marzył.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz